sobota, sierpnia 25, 2018

Przeczytania... (277) Michelle Paver "Przepaść" (Czwarta Strona, Grupa Wydawnictwa Poznańskiego)

"Himalaje, rok 1935. Kanczendzonga. Zabójcza góra, trzeci co wielkości szczyt na Ziemi. Jej lawiny są legendarne, a rozrzedzone powietrze i ekstremalne wysokości wywołują zaburzenia, które mogą doprowadzić do obłędu. 
Pięciu Anglików wyrusza z Dardżykling, pragnąć zdobyć święty szczyt. Odwaga i u pór nie zachwieją się, aż do czasu... Góra nie jest ich jedynym przeciwnikiem - jeszcze jedno, koszmarne niebezpieczeństwo czai się w przepaści..." - tyle znajdziemy na okładce powieści. Są jeszcze dwie zdaniowe zachęty: "PRZESZŁOŚĆ NIE CHCE BYĆ POGRZEBANA. A PRAWDA WCALE NIE WYZWALA".
Bo to, co napisała Michelle Paver "Przepaść", to powieść, w tłumaczeniu Macieja Miłkowski. Pierwszy raz w ręku trzymałem książkę, którą wydała Czwarta Strona, która należy do Grupy Wydawnictwa Poznańskiego sp. z o. o.
Trudno jest brać na warsztat blogu historycznego powieść. rozpatruję przeczytanie w kategoriach czy mi się podobało,  na ile wciągająca fabuła, czy warte polecenia. Muszę przyznać, że... uwierzyłem Michelle Paver. Naprawdę byłem przekonany, że mam przed sobą sfabularyzowaną opowieść o autentycznej wyprawie w Himalaje AD 1935. Nawet zacząłem szukać w Internecie informacji o jej uczestnikach. Ciągle odsyłało mnie do jakichś prezentacji "Przepaści". Moja męka skończył się na stronie 266, na której znalazłem: "Wymyśliłam wyprawy Lyella i Cotterella, jak również wszystkich ich uczestników, jednak pozostali wspinacze wspomniani w książce, tacy jak Bauer, Smythe oraz oczywiście Maloory i Irvine, to postacie historyczne. [...]  Aby wymyślić wyprawy Lyella i Cotterella, wiele czerpałam z ówczesnych relacji i byłam nieskończenie zdumiona wytrzymałością i odwagą pionierów himalaizmu". Dlatego dałem się złapać w sidła doskonale zarysowanej fabuły, fikcji! Czuję się oszukany? Nic z tych rzeczy.
Po raz kolejny mogłem znaleźć się u szczytu i na szczycie Kanczendzongi. Owe 8586 m. n. p. m. zostały de facto zdobyte dopiero w 1955 r. A ja dzięki sugestywnej narracji mogłem powrócić w Himalaje. Tak bardzo podziwiane i tak często goszczone w tym cyklu mego blogu. Regularni czytelnicy jego wiedzą, że "Przeczytania..." właściwie dzielą się na dwie części: historia i Himalaje! Jest pewien kawał świata, który mnie fascynuje, ale do dziś nie widać tego w książkach tu ukazywanych: Afryka! Czarna Afryka!
Jak widać nie omijam żadnej okazji, aby znaleźć się przed kolejnym ośmiotysięcznikiem. Tym razem jednak wziąłem sie do przeczytania powieści. "The Guardian" określił ją krótko: "Arcydzieło". "Daily Express" dorzucił: "Niepojąca". Za to "The Times" widzi w Autorce: "Mistrzyni suspensu". Nie potrafiłbym chyba jednak opowiedzieć się na 100% za żadną z tych wypowiedzi. Może dlatego, że nie znam twórczości Michelle Paver. Pojęciem  "arcydzieło" chyba nie odważyłbym się szafować. Świetnie napisane, dobrze się czyta, napięcie doskonale podgrzewane (szczególnie, gdy pojawia się ten niewiadomy ktoś...) i to, co napisałem wyżej: sugestywna fikcja staje się w umyśle czytelnika fascynująca historią, autentycznością.  
Proszę sprawdzić. Rzucam tu garść kilku cytatów. Mamy wrażenie, że to pamiętnik z prawdziwej ekspedycji. Dramaturgii nie powstydziłby się żaden z historycznych uczestników himalajskich podbojów. Jestem tego pewien:  
  • Wprost trudno mi uwierzyć, że po wielu tygodniach podróży naprawdę stoję u podnóża Himalajów, ponad dwa tysiące metrów nad poziomem morze [...]. 
  • Ten widok działa na mnie jak muzyka - przeszywająca na wskroś głęboka, wyrazista nuta. To coś zupełnie innego niż Everest, Annapurna czy K2. To nie jest samotny trójkątny szczyt, ale raczej szeroki muskularny masyw o kilku chaotycznie ułożonych wierzchołkach z jednym postrzępionym, górującym nieznacznie nad pozostałymi. Kanczendzonga. 
  • Nie mogę się oprzeć zewowi lodowca. Po prostu muszę się wspiąć i rzucić okiem.
  • Był marnym alpinistą, fatalnym dowódcą i próżnym człowiekiem. Tak zwani bohaterowie często są tacy.
  • Musze pamiętać, że cokolwiek mu się przydarzyło, stało się to trzydzieści lat temu. Nie mogę pozwolić, by jego strach zbrukał moją górę. 
  • Zdumiewające, ile człowiekowi może dać dobry obiad i kilka szklanek whisky z woda sodową.
  • Nima jest Szerpą. Mówił mi z dumą, że Szerpowie wywodzą się z Nepalu i że są najlepszymi wspinaczami. Wygląda na to, że na pozostałych patrzy z góry. 
  • Mam wrażenie, że dżungla mnie prześladuje. Ten parny smród rozkładu.
  • Nawet dobrze znane rośliny tutaj wyglądają obco. Liście pokrzyw pokryte są jaskrawymi zielonymi pęcherzami. 
  • Okazuje się, że abyśmy mogli wspinać się na górę potrzebna nam była zgoda maharadży, a on udzielił jej tylko pod warunkiem, że przysięgniemy nie stawać na samym szczycie. aby nie urazić ducha, boga, czy co tam właściwie ma mieszkać.
  • Nie mogę znieś myśli, że będziemy szli śladem zmarłych. Nie mogę znieść tego, że zaraziłem się nieracjonalnym strachem [...].
  • To musi być straszne, gdy człowiek żyje w strachu przed wszystkim, co go otacza.
  • ...znów stoję wobec szczytów. Jest w nich jakaś dzikość i brutalność, jakiej nigdy nie czułem w alpach. Są tak niesamowicie dalekie. 
Nie myślałem, że tych moich podkreśleń jest aż tyle! I mam problem: siedzieć nad tekstem Michelle Paver i wydzierać z niego zdania za zdaniem? To są te cytaty, które wpadły w oko. I niosą pewną mądrość, jakbym naprawdę czytał wielkiego zdobywcy ośmiotysięczników.
  • Nawet dla nas, ludzi białych, ten bezkres jest trudny do zniesienia.
  • Do jaków przyzwyczaiłem się natychmiast. Są jak małe, niewiarygodnie włochate byli z ekstrawaganckimi rogami i powiewającymi ogonami, przypominającymi końskie. 
  • Kanczendzonga wysyła do nas burzę, jakby chciała przypomnieć nam o swojej obecności.
  • Niebo jest czyste! Wreszcie widzę granatowe sylwetki gór wszędzie dookoła. Żałuję, że nie wiem, która z nich to Kanczendzonga. 
  • Nie mogę się oprzeć zewowi lodowca. Po prostu muszę się wspiąć i rzucić okiem.
  • Kanczendzonga ma nieco ponad osiem i pół tysiąca. Gdy o tym myślę, prz4eszywa mnie głęboki dreszcz: pół ekscytacji, pół przerażenia. 
  • W alpach zdarzało mi się czuć izolację, ale zawsze wiedziałem, że ludzkie siedziby znajdują się w odległości kilku godzin drogi. Tutaj jest tak, jakbyśmy byli na Księżycu.
  • Z pewnością rolą grobu jest usatysfakcjonowanie żywych. Czyż zmarłym nie jest wszystko jedno, gdzie spoczną?
  • Wszystkie góry to mordercy, ale nasza jest o wiele gorsza od przeciętnej.
  • Czytałem o apatii lodowcowej, zjawisku obserwowanym wyłącznie w Himalajach, nie sądziłem jednak, że może być aż tak nieprzyjemna. 
  • Kiedy patrzę teraz na ścianę, doświadczam tego samego przerażenia i pożądania, które czułem, gdy jako chłopiec  wpatrywałem się w ilustrację w książce.  
  • Wreszcie wkraczam na samą górę, chociaż na razie jestem dopiero u jej stóp. 
  • Czuję, jak ogarnia mnie panika: prawdziwy paniczny lęk w obliczu niezbadanego.                        
Część podkreśleń w "Przepaści" od razu zakwalifikowałem do kategorii "motto". Ciekaw jestem ilu innych czytelników podkreśla jak ja i ilu byłoby zgodnych w podkreślaniu ze mną. To byłaby zaskakująca konfrontacja i chyba powód do dyskusji:
  • To przerażenie jest dla mnie zdumiewające. Co to za pomysł, żeby biały człowiek - sahib - miał się bać góry?
  • W którąkolwiek stronę się obracałem, miałem przed sobą przyprawiające o zawrót głowy masywy  żłobione lodem. Oślepiająca biel na tle nieba w kolorze indygo. Cóż za bezkres. To było przytłaczające. Nie mogłem tego znieść. 
  • Kanczendzonga ma nieco ponad osiem i pół tysiąca. Gdy o tym myślę, przeszywa mnie głęboki dreszcz: pół ekscytacji, pół przerażenia.
  • Obawiam się, że niewygodna prawda jest taka, że jestem równie dobry w zaprzeczaniu jak wszyscy inni. Wmawiam sobie, że ta wysokość na mnie nie działa, ale oczywiście jest inaczej.
  • ...dobiega nas daleki huk. Lód odrywa się od ściany góry, wzbijając tumany śniegu, który unosi się w kłębiastych chmurach. Kanczendzonga daje nam pokaz swojej siły.  
  • Nie ma mowy, żebym nie był częścią grupy, która zaatakuje szczyt. Po to tu przyjechałem.
  • Szerpowie mówią, że szczyt jest siedzibą mściwego śnieżnego boga, Kang-my. Aby go udobruchać, wymalowali modlitwę na wielkim głazie koło jeziora i ozdobili go szeregiem flag, powiewających na cztery strony świata. 
  • Jak to jest, kiedy się wierzy, że wszystko dookoła ci się przygląda? Gdy zanim przesuniesz kamień, musisz najpierw przebłagać demona, którego spokój naruszasz?
  • Góra nie ma swojego ducha, nie ma zmysłów, nie ma myśli. Nie próbuje nas zabić. Ona po prostu jest.
  • Będąc na górze, konfrontujemy się z tą rozległą, bezmyślną rzeczywistością, która zawsze jest obecna gdzieś tuż za naszym światem ludzkich spraw, którymi okrywamy się jak narzutą chroniącą przed chłodem. 
  • Nie mogę zaakceptować myśli, że jestem na łasce przypadku. Czy to nie dziwne... naśmiewamy się z Szerpów wierzących w amulety, podczas gdy robimy to samo, zastępując je króliczą łapą albo krzyżem.
  • Człowiek nawiedzany jest zagrożeniem dla innych.

Nie pomylę się stawiając "Przepaść" przy zbiorze posiadanych przeze mnie książek o górach, Himalajach. Chyba potrzebowałem takiej powieści. Do tego doskonale dobrana okładka. "Przepaść", to książka z gatunku tych, które pozostawiają niedosyt. Szczyt zdobyty! A przecież chce się więcej, i więcej. Na wyciągnięcie ręki leży stare wydanie "Człowieka Everestu". Trzeba do nie wrócić? A to tylko dlatego, że Michelle Paver napisała swą historię. Zresztą czy przy toczone cytaty nie są sugestywne, autentyczne, porywające? Mnie ujęły, mnie zachwyciły - niech ujmą i zachwyca innych. 
Jak zwykle szukam w podobnych opowieściach... sensu wspinaczki.  Warto chyba przytoczyć ten fragment:
"Kanczendzonga.
Serce zamiera mi w piersiach i z trudem łapię oddech. Jak mogłem nie zdawać sobie sprawy? Gdy tylko ją ujrzałem, natychmiast zniknął dorosły człowiek i znów stałem się dzieckiem, wpatrzonym z podziwem w Szklaną Górę w książce z baśniami. Nigdy mnie nie opuściła, zawsze tam była, w głębi mnie zawsze czaiła się tęsknota za szczytem".

Brak komentarzy: