poniedziałek, maja 11, 2015

Zbrakło Rycerza i Bohatera - słowo na 80. rocznicę śmierci Pierwszego Żołnierza Odrodzonej Rzeczypospolitej, marszałka Józefa Piłsudskiego - 12 V 1935 r.

"Józiu, coś ty narobił? Co teraz będzie, Józiu? Co teraz będzie, Józiu" - tak miał rozpaczać nad śmiercią przyjaciela, marszałka Polski Józefa Piłsudskiego, Wacław Sieroszewski. Obecny przy tym zdarzeniu Juliusz Kaden Bandrowski tak wspominał: "Kiedyśmy stali z prezesem Akademii Literatury Wacławem Sieroszewskim w Belwederze u zwłok naszego Wodza i kiedy Sieroszewski drżący, spłakany, zawołał nagle: - Jak my to mamy przeżyć, no powiedz, jak my to mamy przeżyć?! - objąłem mego przyjaciela i mistrza, jakbym to ja był starszy, a on młodszy (...) Więc temu oto Sieroszewskiemu, temu bardowi syberyjskiemu najciemniejszych, najmroczniejszych czasów niewoli naszej, powiedziałem tak:
- Ależ Sireczku, nie płacz, nie płacz.
Wtedy jednak on przerwał mi i powiada: nigdy w życiu nie płaczę, choć tyle już widziałem, tyle, tyle przeżyłem, a teraz płaczę, bo mam pęknięte serce. Ach, lepiej żebyśmy to my poumierali". 

Marszałek J. Piłsudski na Kasztance - zbiory autora blogu

Wiele na tym blogu jest Marszałka i o Marszałku. Trudno przewidzieć ile jeszcze... Zbliża się wyjątkowy dzień: 12 maja! 80. lat temu, 12 maja 1935 r., w Belwederze, o godzinie 20,45 stało się najgorsze - zmarł Pierwszy Żołnierz Odrodzonej Rzeczypospolitej! Wielki poeta Leopold Staff napisał krótki wiersz pt. "J. P.":

Dom opustoszał... Pustka naga.
Z okien oślepły żal wyziera.
Z dachu powiewa czarna flaga.
Zbrakło Rycerza. Bohatera.

Olbrzym, co sam niósł straszne brzemię,
W milczeniu uporczywem, głuchem,
Z okrutną troską zszedł pod ziemię,
By los nasz dalej dźwigać duchem.

To mistrze Leopold indagowany przez dziennikarza dlaczego pisze o kwiatkach, miłości nie pisze o polityce, miał powiedzieć: "Od polityki, to ja mam Piłsudskiego". Tym razem zbrakło Rycerza...
Prezydent Najjaśniejszej Rzeczypospolitej profesor  Ignacy Mościcki wydał tego smutnego dnia Orędzie do Narodu. Na ulicznych słupach, w prasie można było przeczytać:

"Do Obywateli Rzeczypospolitej!
Marszałek Polski Józef Piłsudski życie zakończył. 
Wielkim trudem swego życia budował siłę w Narodzie, geniuszem umysłu, twardym wysiłkiem woli Państwo wskrzesił... Prowadził je ku odrodzeniu mocy własnej, ku wyzwoleniu sił, na których przyszłe losy Polski się oprą. Za ogrom jego pracy danym mu było oglądać Państwo nasze jako twór żywy, do życia zdolny, do życia przygotowany, a armię naszą - sławą zwycięskich sztandarów okrytą...
Ten największy na przestrzeni całej naszej historii człowiek, z głębi dziejów minionych moc swego ducha czerpał i nadludzkim wytężeniem myśli drogi przyszłe odgadywał. 
Nie siebie już tam widział, bo dawno odczuwał, że siły Jego fizyczne ostatnie posunięcia znaczą. Szukał i do samodzielnej pracy zaprawiał ludzi, na których ciężar odpowiedzialności z kolei miałby spocząć. 
Przekazał Narodowi dziedzictwo myśli, o honor i potęgę Państwa dbałej. 
Ten Jego testament nam żyjącym przekazany, przyjąć i udźwignąć mamy.
Niech żałoba i ból pogłębia w nas zrozumienie naszej - całego Narodu - odpowiedzialności przed Jego Duchem i przed przyszłymi pokoleniami"

Ferdynand Goetel, ten sam który za osiem lat będzie pochylał się nad katyńskimi dołami śmierci, wspominał: "Śmierć Marszałka Piłsudskiego nastąpiła niespodziewanie. Był chory i nie wiedzieliśmy o tym. [...] Wielu z nas czuje żal, że ich nie uprzedzono o ciosie, który miał w duszę uderzyć. [...] Nie byliśmy przy łożu chorego Marszałka z naszym żalem, poczciwym zapewne i szczerym, ale niepotrzebnym. Potrzeba nas dopiero po śmierci, gdy wyzwolona już z niemocy i wyprostowana wielkość uniosła się nad zwłokami przypominając nam czym była". 

Marszałek na łożu śmierci...
Zaskoczenie Narodu! Żal przebija w wielu wspomnieniach tamtego majowe dnia. Józef Wittlin nie był osamotniony oceniając Zmarłego: "Czcili go wszyscy, bardzo wielu Go kochało i dla tej miłości z rozkoszą poszło na śmierć. Jak każdy wielki bojownik, miał również nieprzyjaciół, ale i ci, o ile byli pokarani ślepotą, - widzieli Jego wielkość. Życie Jego było  systematyczną lekcją wielkości". Jak wiele zrobiono po 1944 r., aby Wielkiego Nieobecnego zohydzić, zamknąć w niepamięci, zagłuszyć.  Mali, podli ludzie - przegrali! Bo prawdziwego Ducha nie starczy zamknąć, należało go zabić. A tego ta podła zgraja zrobić nie umiała!....
Miał rację ten, który po swym powrocie z emigracji zaprzedał duszę diabłu, Julian Tuwim, kiedy prawdziwa dusza poety dyktowała strofy wiersza "Aere perennius":

Pomnik trwalszy nad spiż własnym żywotem wzniósł,
Górą trudów się wzbił ponad Giewontu szczyt,
I nie skruszy go czas ani go przeżre rdza,
Ani stokrotny wiek skazy nie znajdzie w nim.

Nie pomogła mu śmierć, nie wyzwolił go zgon,
Ale skazał na straż sumień naszych i serc,
I gdy drgniemy - to on gniewnie spojrzał spod brwi,
Głośniej bijąc we krwi, niźli Zygmunta dzwon.

Prawdę wskrzesił ze słów: cnota, honor i czyn,
Ciałem stały się znów, laur na gruzach ich wzrósł.
Stary mógłby mu Rzym na Capitolium
Wznieść kolumnę na grób, pisząc: virtutibus.

Muzo! Wieczny to rytm, w którym ku trumnie tej
Scandet cum tacita virgine pontifex!
Milcząc, módlmy się tak: wieczny, wieczny jest duch,
Jedna droga na szczyt - przez samotność i trud. 

Maria Kuncewiczowa była w Belwederze następnego dnia, 13 maja: "Kolana gną się. Zatrzymać upływ czasu. Móc długo patrzeć na powieki, za którymi schowana jest tajemnica narodu. Słuchać milczenia tych ust, które zastygły w zwycięstwie. [...] Twarz Tego, który przez cały swój wiek był Polską za wszystkich Polaków, strawiona jest męczarniami na żużel!... Ta śmierć - wygląda jak zgaśniecie planety".
Dziś nikt nie porwie się na dobre imię Marszałka. Nawet te same, podłe czerwone gnidy, które pluły na Jego imię - dziś składają kwity pod Jego pomnikami, czerpią z Jego dorobku, ba! cytuję Jego wypowiedzi. W takich chwilach chciałoby się przemówić "dosadnym językiem" Marszałka. Nie uchodzi? Ksiądz biskup Józef Gawlina, tak żegnał tego niepokornego syna Kościoła: "Marszałku Polski! Duszę Twoją nieśmiertelną niechaj chorąży Boży św. Michał, zaniesie przed tron Najwyższego Pana sił zbrojnych, a Bóg niech światłością swoją wiekuistą i pokojem bez granic wynagrodzi Cię za wszystko, cokolwiek dobregoś uczynił, cokolwiek przecierpiałeś złego, coś tu na ziemi uczynił na Jego chwałę i dla dobra narodu naszego". 

Pogrzeb Marszałka - Wawel - zbiory autora blogu

Inny ze Skamandrytów, Jan Lechoń, takie wystawił ukochanemu Marszałkowi epitafium: "Żegnaj wielki, piękny, szlachetny duchu. Żegnaj nasza młodości. Żegnaj najpiękniejsze, cośmy widzieli w życiu. Nie zobacz Cię już nasze oczy, ale nigdy nie przestaną iść za Tobą serca, zakochane w Twej wielkości". Autor tego blogu nie tylko podpisuje się pod słowami wielkiego poety, ale jak mniemam, całym sobą udowadniał, ba! ośmieszał siebie (?), bo jak zwykłem powtarzać: jestem chory na Piłsudskiego! I nigdy się z tej choroby nie wyleczyłem. Wiedzą to wszyscy moi uczniowie, których edukowałem od 1984 r.!...

PS: 12 maja 1998 r. spełniło się moje wielkie marzenie: być u grobu Marszałka w rocznicę Jego śmierci. Wtedy, 17. lat temu, też był wtorek. A ze mną w Krypcie św. Leonarda na Wawelu moi wychowankowie z klasy VII c SP 22 w Bydgoszczy (rocz. 1984). Jeśli mnie czytacie - serdecznie pozdrawiam!

Brak komentarzy: