wtorek, grudnia 20, 2016
Le Roi Est Une Femme... / Król jest kobietą... (4)
Baxter zatrzasnęła za sobą drzwi.
Nie widziała sensu dłuższego przebywania w tamtym mieszkaniu.
Dla niej było to, jak zamykanie kolejnego rozdziału w życiu. Tyle, że ostatnio niezbyt wiedziała, co zrobić z własnym.
Była na siebie zła. Za te łzy po jedenastu, którzy zginęli na K2. Nie było powodu, aby tak otwierać się wobec tej nieznanej Francuzki. Bawiło ją jej zaskoczenie, kiedy ta obudziła się z nią w jednym łóżku. Taki poryw fantazji, nic więcej. Teraz myślała tylko o jednym: oddalić się od tego mieszkania, od tych dwóch, utopić się w bezimiennym tłumie przechodniów, gapiów, jakichś ulicznych żonglerów czy grajków. A może samej stanąć na rogu jednej z ulic? Wyjąć skrzypce i zagrać sonatę "Le Roi Est Une Femme.." Rogera Medrano Nieto? Byłby pewien kłopot: Baxter nie posiadła umiejętności gry na jakimkolwiek instrumencie.
To nic, że miała zapał, a ojciec najchętniej widziałby w niej skrzypaczkę lub wiolonczelistkę, ba! wmówiła mu, że chętnie nauczyłaby się gry na harfie. Skąd ojciec zdobył oryginalnego Érarda? Nigdy nie dowiedziała się. Ale zapału starczyło na dwa tygodnie? Pozostał tylko zachwyt dla kunsztu Harpo Marxa?
Przyspieszyła kroku. Tego tylko brakowało, aby ta Violette dogoniła ją, czegoś jeszcze chciała. Teraz potrzebowała jednego...
- Masz papierosa? - zagadnęła jakiegoś chłopaka, który na pewno nie był miłośnikiem fug Jana Sebastiana Bacha. Ale ten zmierzył ją tylko wzrokiem i burknął:
- Nie palę!
- Co to za świat, do cholery?! Nikt nie pali?!
Ale ten nie czekał na rozwój dialogu. Poszedł w swoją drogę.
- Co się tak gapisz?! - to było do tego na Hondzie. Dopiero siadał na swego motocyklowego diabła. Czarna Honda CBF 1000 robiła wrażenie.
- Bo widzę, że jesteś w potrzebie - odezwał się motocyklista.
- A ty, to samotny samarytanin czy dobry wujaszek Wania?! - parsknęła mu w twarz.
- Serge Scheldt - wyciągnął przed siebie rękę. Ale Baxter zignorowała tą oznakę powitania.
- I, co mi z tego?! - nie spuszczała z tonu.
- Chciałaś od tego gnojka papierosa?
- A ty jesteś dobry dżin i spełniasz zachciewajki napotkanych po drodze kobiet?
- No... może nie każdej, ale paczkę petów jeszcze mam. To jak?
- Co jak?
- Tamten szmaciarz mógł mieć co najwyżej działkę! Koka już dawno wyprała mu resztki mózgu... Może nawet nie rozumiał twego francuskiego? Trzeba dodać dziwnego... Akcent?
- A ty co, filolog?
- Skąd znasz takie trudne słowo? - zakpił. Do żywego dopiekł kobiecej ambicji.
- Jestem Szwedką!
- O!
- Co "o-kasz"?!
- Daliśmy wam dynastię! - prychnął Serge Scheldt.
- A teraz ty popisujesz się znajomością potomków Bernadotte?! To może jeszcze znasz Pippi Långstrump?
- Pociesz się: Karlssona z Dachu również i Braci Lwie Serce też.
Podsunął Baxter paczkę swoich papierosów. Chwilę zawahała się. Nie trwało to jednak zbyt długo. Chęć zapalenia była silniejsza. Znów kapitulowała przed nałogiem. Serge Scheldt podał jej ogień.
- Co Szwedka na głodzie nikotynowym robi na mej ulicy? - zainteresował się.
- Nie wiedziałam, że ulice Paryża są czyjąś własnością.
- Na twoim miejscu uważałbym, bo za rogiem... - zrobi pauzę.
- Co za rogiem?! Stoi Javert ze swymi szpiclami?
- Rekompensujesz mi się znajomością "Nędzników"?! Stare nudziarstwo!
- Sam jesteś "stare nudziarstwo"! - rzuciła niedopałek na chodnik.
- Nie wolno zaśmiecać ulic naszego pięknego Paryża!
Ale ona już miała dość jego towarzystwa. Ruszyła przed siebie. Honda CBF 1000 ruszyła powoli za nią. Nie uszło to jej uwadze. Przystanęła przed wystawą sklepu myśliwskiego.
- Interesuje ciebie dubeltówka czy może od razu armata?
- Tak, na grubego zwierza! Są jeszcze takie nad Sekwaną czy innej Burgundii?
- Dawno nie byłem w Dijon, ale...
- Tam, to już chyba tylko musztarda!
- Brawo! - klasną w dłonie. - Jak masz na imię Szwedko? Birgitta? Frideborga? Czy może Götilda?
- To jakiś nowy sposób na francuski podryw?! Naoglądałeś się "Wikingów" czy co?
- Ja jestem...
- Serge! - przerwała mu. - Wiem.
- No właśnie. I byłoby świetnie, gdybyś mi odpowiedziała tym samym.
Baxter pokiwała głową. Ten Francuz zaczął ją intrygować. Dostrzegła jego miękki uśmiech. Nie był w nim nic z ironii czy nachalności sprzedawcy pizzy.
- Baxter!
- Baxter? To mało po szwedzku. A dalej?
- Baxter.
- Baxter Baxter? Nie będę cię nazywał BB, bo jedną już mamy.
- Wiem. Ale ja nie jestem Baxter Baxter, tylko Baxter.
- Tylko Baxter. Zapamiętam.
- Słuchaj Serge, to jakiś tani podryw, czy o co tu chodzi?! Nie interesuje mnie...
- Ale moje papierosy, to już tak?
Baxter zawahała się. Uśmiechająca się gęba Serge budziła nadzieję. Co ją tchnęło, aby spojrzeć w lewą stronę, za siebie. Dostrzegła sylwetkę Violette.
- Masz jeszcze jeden kask?
Serge zrobił ogromne oczy.
Nim coś zdążył powiedzieć Baxter już wsiadała na tylne siodełko.
- No, co się gapisz?! Jedź! Ja Szwedka mam cię tego uczyć? Jedynka i gaz!
Nie było czasu na kask? Honda CBF 1000 wyrwała do przodu. Baxter odwróciła się. Osłupienie Violette było bezcenne. Bezradnie wpatrywała się, jak czarny motocykl znikał z jej pola widzenia. Baxter przytuliła się do pleców w końcu nieznajomego...
- Dokąd mam jechać?
- Przed siebie! Czemu zwalniasz?!
- Kask!
To trwało kilka sekund. Zjechał na pobocze. Z tylnego schowka wyjął kask.
- Ubierasz, albo jazda na nogach na wyspę świętego Ludwika!
- Tylko nie Notre-Dame.
- Nie kochasz naszego Quasimodo?
- Jego? - zdziwiła się. - Bezwarunkowo tak, ale nie tych głupawych tłumów, które zadeptują to miejsce.
- No, nie jest tak źle. Euro płynie rzeką.
- Tylko się nimi nie udławcie!
Serge dodał gazu. Wyminął ciężarówkę, którą ktoś dowoził meble.
- Czy mi się zdaje, czy ty przed kimś uciekasz?
- A tobie, co do tego? Glina?
Ale Serge nic nie odpowiedział.
- Wygodnie, Baxter?
- W gorszych okolicznościach jechało się.
- Bo poczuję się dotknięty...
- A poczuj się. Skręć w lewo.
- Po, co w lewo?
- A po co w prawo?
- Ale tu jest zakaz!
Nie skręcił.
Znak zakazu był, jak wyrok. Nie chciał ryzykować mandatu. Nawet dla kogoś tak dziwnego, jak partnerka tej podróży. Nie było czasu nawet pomyśleć czy aby nie pakuje się w jakąś niejasną kabałę. Szwedka o nazwisku Baxter mogła robić wrażenie. Na Serge Scheldt - robiła.
- Dlaczego zwalniasz?
- Może byśmy...
- Nic byśmy! Czy Szwecja musi kojarzyć się z jednym?
- Z czym?
- No z czymś więcej niż dziećmi z Bullerbyn...
- Aha!
- Pojętny jesteś - ironia aż przelewała się z tego krótkiego zdania.
Zjechali na bulwar.
- Może być?
- Może.
Honda zwalniał, wytrącała szybkość. Wreszcie motocykl zatrzymał się. Baxter zeskoczyła z siedzonka.
- Gdzie pędzisz?!
- Kupić Renoira.
- Jakiego Renoira?! Tu? Aha!
Ale to "aha" już nie dotknęło Baxter. Zniknęła pomiędzy sztalugami i wywieszonymi reprodukcjami wielkich mistrzów.
- Hej! Baxter!
Mógł sobie krzyczeć i wołać. Zniknęła na dobre. Już chciał zsiąść ze swej Hondy, ale zawahał się. Ta chwila wahania starczyła, aby odłożyć to. Zresztą po co gnać za wiatrem? Bo kim innym była ta dziwna Szwedka? Mgłą, która spowiła dzień, a potem rozpłynęła się. I tyle ją widziano. Ruszył przed siebie.
- Jego? - zdziwiła się. - Bezwarunkowo tak, ale nie tych głupawych tłumów, które zadeptują to miejsce.
- No, nie jest tak źle. Euro płynie rzeką.
- Tylko się nimi nie udławcie!
Serge dodał gazu. Wyminął ciężarówkę, którą ktoś dowoził meble.
- Czy mi się zdaje, czy ty przed kimś uciekasz?
- A tobie, co do tego? Glina?
Ale Serge nic nie odpowiedział.
- Wygodnie, Baxter?
- W gorszych okolicznościach jechało się.
- Bo poczuję się dotknięty...
- A poczuj się. Skręć w lewo.
- Po, co w lewo?
- A po co w prawo?
- Ale tu jest zakaz!
Nie skręcił.
Znak zakazu był, jak wyrok. Nie chciał ryzykować mandatu. Nawet dla kogoś tak dziwnego, jak partnerka tej podróży. Nie było czasu nawet pomyśleć czy aby nie pakuje się w jakąś niejasną kabałę. Szwedka o nazwisku Baxter mogła robić wrażenie. Na Serge Scheldt - robiła.
- Dlaczego zwalniasz?
- Może byśmy...
- Nic byśmy! Czy Szwecja musi kojarzyć się z jednym?
- Z czym?
- No z czymś więcej niż dziećmi z Bullerbyn...
- Aha!
- Pojętny jesteś - ironia aż przelewała się z tego krótkiego zdania.
Zjechali na bulwar.
- Może być?
- Może.
Honda zwalniał, wytrącała szybkość. Wreszcie motocykl zatrzymał się. Baxter zeskoczyła z siedzonka.
- Gdzie pędzisz?!
- Kupić Renoira.
- Jakiego Renoira?! Tu? Aha!
Ale to "aha" już nie dotknęło Baxter. Zniknęła pomiędzy sztalugami i wywieszonymi reprodukcjami wielkich mistrzów.
- Hej! Baxter!
Mógł sobie krzyczeć i wołać. Zniknęła na dobre. Już chciał zsiąść ze swej Hondy, ale zawahał się. Ta chwila wahania starczyła, aby odłożyć to. Zresztą po co gnać za wiatrem? Bo kim innym była ta dziwna Szwedka? Mgłą, która spowiła dzień, a potem rozpłynęła się. I tyle ją widziano. Ruszył przed siebie.
Zdecydowanie powinien ją gonić, szukać...
OdpowiedzUsuńMogę zdradzić panu "kobiecą tajemnicę";), kobiety lubią wiedzieć,że mężczyznom na nich zależy.
Fox-i